Znasz już podstawy, masz za sobą kursy, ale wciąż czujesz, że czegoś brakuje? Praca w uroginekologii to nie tylko techniki – to również trudne tematy, emocje pacjentek i decyzje, które trzeba podejmować z pewnością siebie. W tym artykule przeczytasz, dlaczego same szkolenia to za mało, jaką rolę odgrywa wsparcie bardziej doświadczonych specjalistek i jak superwizja może pomóc ci rozwijać się zawodowo bez poczucia przytłoczenia. Jeśli chcesz nie tylko leczyć, ale naprawdę wspierać – zacznij od spojrzenia na swoją pracę z nowej perspektywy.
Kurs daje ci wiedzę i narzędzia, ale nie daje realnego poczucia sprawczości w kontakcie z pacjentką. Możesz znać wszystkie techniki, a i tak nie wiedzieć, co zrobić, gdy pacjentka zacznie płakać w trakcie badania. Albo gdy powie, że miała traumatyczny poród. Albo kiedy mimo poprawnie przeprowadzonej terapii nic się nie zmienia.
To momenty, w których sama wiedza nie wystarcza. Potrzebujesz kogoś, kto spojrzy na przypadek razem z tobą i pomoże ci wyjść z impasu. Kogoś, kto zapyta: a co powiedziała pacjentka, gdy zapytałaś o X? I okaże się, że tego nie zrobiłaś, bo po prostu nikt cię tego nie nauczył.
Tego właśnie nie znajdziesz na kursach. One są potrzebne, ale mają swoje ograniczenia. Uczą schematów, nie uczą reagowania na to, co nieprzewidywalne. A tego w pracy z pacjentkami uroginekologicznymi jest bardzo dużo.
Dlatego czasem nie chodzi o kolejny certyfikat, tylko o to, by któraś z bardziej doświadczonych osób usiadła z tobą i pomogła ci zrozumieć, co tak naprawdę już wiesz – tylko jeszcze tego nie widzisz.
Są takie sytuacje, w których nie możesz już poszukać odpowiedzi w skrypcie z kursu. Coś nie działa, pacjentka nie wraca, ty masz wrażenie, że utknęłaś. Albo sama masz wewnętrzny opór, ale nie do końca wiesz, skąd się bierze.
Superwizja to przestrzeń, w której możesz na spokojnie opowiedzieć o przypadku, z którym sobie nie radzisz. Bez oceniania, bez pośpiesznych odpowiedzi. To nie jest korekta twojej pracy, ale towarzyszenie w szukaniu rozwiązania. Ktoś, kto już był w podobnym miejscu, może podsunąć ci pytania, na które sama byś nie wpadła.
Superwizja pozwala ci spojrzeć z dystansu. Czasem drobna zmiana tonu głosu albo jedno zdanie na początku wizyty zmienia wszystko. Czasem trzeba zrobić krok w tył, wrócić do podstaw i powtórzyć jedno pytanie.
To nie jest oznaka słabości, tylko dojrzałości zawodowej. Superwizja to nie ostatnia deska ratunku, tylko świadome narzędzie rozwoju.
Pacjentka czuje, kiedy nie jesteś pewna tego, co robisz. Możesz mieć rację i dobrze prowadzisz terapię, ale jeśli jesteś niepewna, to ona również będzie niepewna efektów.
Pewność siebie nie bierze się z tego, że wszystko wiesz. Bierze się z poczucia, że wiesz, gdzie możesz zapytać, gdy czegoś nie wiesz. Z przekonania, że masz narzędzia, ale również masz prawo czegoś nie wiedzieć i poszukać wsparcia.
Dla pacjentki to ogromna różnica, gdy czujesz się stabilnie w roli specjalistki. Wtedy nawet trudny temat możesz poruszyć z delikatnością i spokojem, bez obaw, że stracisz zaufanie.
Superwizja buduje tę stabilność. Daje ci potwierdzenie, że dobrze myślisz – albo wskazuje lukę, której nie widzisz. To narzędzie, które wzmacnia cię w codziennej pracy.
Praca w uroginekologii bywa obciążająca emocjonalnie. Słuchasz historii o traumach, o bezradności, o latach bólu i niezrozumienia. I choć nie jesteś psychoterapeutką, to i tak jesteś dla wielu kobiet pierwszą osobą, która je wysłucha z uwagą.
To ogromna odpowiedzialność. I bardzo łatwo zabrać to wszystko ze sobą do domu. Przeżywać historie pacjentek po godzinach, analizować scenariusze, zastanawiać się, czy zrobiłaś wszystko, co mogłaś.
Superwizja pomaga ci oddzielić emocje od działania. Daje ci przestrzeń, by powiedzieć: to było dla mnie za dużo. Albo: nie wiem, jak zareagować, gdy pacjentka płacze. To rozmowa, która oczyszcza i wspiera.
Nie musisz dźwigać tych historii. Masz prawo je przefiltrować, zanim znowu wejdziesz do gabinetu. I masz narzędzia, by to zrobić dobrze.
Jeśli prowadzisz indywidualną praktykę, możesz mieć poczucie, że jesteś w tym wszystkim sama. Nie masz zespołu, nie masz koleżanki zza biurka, której możesz rzucić: ej, miałaś kiedyś coś takiego?
To poczucie osamotnienia może prowadzić do wypalenia. Bo z jednej strony masz odpowiedzialność za zdrowie pacjentek, z drugiej brak wsparcia w podejmowaniu decyzji.
Superwizja to antidotum na tę samotność. To kontakt z kimś, kto cię rozumie, kto zna specyfikę twojej pracy i wie, z czym się mierzysz.
To nie musi być cykliczne spotkanie. Czasem wystarczy jedna rozmowa, by odzyskać jasność i spokój. I poczuć, że nie jesteś w tym sama.
Kolejny kurs brzmi jak dobra inwestycja. Ale jeśli wracasz z niego z poczuciem, że znasz to już z poprzednich zajęć, to może pora na coś innego.
Zamiast dodawać kolejne techniki do swojego repertuaru, spróbuj przeanalizować to, co już masz. Czy umiesz tego używać? Czy czujesz się w tym pewnie? Czy wiesz, kiedy i dlaczego coś działa albo nie działa?
Superwizja to miejsce, w którym możesz uporządkować to wszystko. Poukładać, pogłębić, zrozumieć. I dzięki temu pracować skuteczniej bez kolejnych weekendów spędzonych na sali szkoleniowej.
Rozwój to nie zawsze nowa wiedza. Czasem to nowa perspektywa na to, co już wiesz.
Nie dostaniesz gotowego rozwiązania. Superwizja nie polega na tym, że ktoś poda ci odpowiedź na tacy. Chodzi o to, byś sama ją znalazła – tylko szybciej, bez kręcenia się w kółko.
Osoba superwizująca zadaje pytania, które poszerzają pole widzenia. Czasem to jedno zdanie, które odblokowuje myślenie. Czasem to wskazówka: sprawdź jeszcze to, zapytaj o tamto.
W efekcie uczysz się lepiej rozumieć siebie w relacji z pacjentką. Lepiej słuchać, lepiej reagować. To inwestycja, która nie tylko rozwiązuje bieżące trudności, ale też buduje twoją długofalową skuteczność.
Superwizja to droga do tego, byś jako specjalistka rosła w siłę, a nie w wątpliwości. A przy okazji dawała pacjentkom to, czego najbardziej potrzebują – twoją obecność, wiedzę i spokój.